Wieczór wolny, to można przygotować dłuższą wypowiedź pisemną
Zamówiłem, spróbowałem i ja, 9 aromatów, szukając głównie czegoś z gatunku nie za słodkich deserówek, czy to solo, czy też w miksie. Sporo pozytywnych słów w tym temacie, a także osobiste przekonanie, że drożej nie musi znaczyć lepiej, dodatkowo zachęciło.
Wszystkie
aromaty na 3%. Baza 70% PG. Ammit 25 i Asmodus C4 na fused claptonach Ni80 z Cotton Bacon v2. 27W i 25W.
Liquidy spróbowane po 2, 14 i 30 dniach. Nie będę pisał o zmianach smaku na przestrzeni czasu, bo był to jeden ****
I w tym właśnie miejscu, przychodzi mi na myśl pewien cytat z Biblii, z Księgi Koheleta.
"Marność nad marnościami i wszystko marność" (Koh 1,2)
Dobra, miejmy to już za sobą...
Caffe latte – miał być kawowy (espresso), ale przez swój błąd zamówiłem latte. Tutaj cudów się nie spodziewałem. Czarna, mocna, gorzka kawa to dla mnie świętość. Żaden, jak do tej pory aromat kawowy lub z kawą w tle, nie ujął mego podniebienia. Ten aromat oceniam jako słaby. Dość słodki, ale tragedii nie ma. Jest taka sztuczna gorzkość. Mocno chemiczna. Po pierwszym buchu myślałem, że coś z tego będzie. Ale po trzecim – pasuję. Ja pasuję, bo aromat nie pasuje
Biała czekolada – pachnie niczym. A smakuje jeszcze gorzej. Słodkość, mdła nicość, bezpłciowa żadność. Szkoda klawiatury.
Czekoladowy – nie jestem rasistą. Białej nie pochwaliłem to i ciemnej nie powinienem. I nawet gdybym chciał, to nie mogę. Znów słodkość. I tylko ona. I właściwie, to już nic więcej.
Kakaowy – podobny do czekoladowego, ale bardziej intensywny. W zapachu i wyglądzie (ciemniejszy kolor). Ale w smaku cały czas bardzo mało wyraźny. Dochrzciłem go na 4%. Ale dało to tylko więcej mulącej słodkości i chemiczności. Wołałem smak, ale nie przyszedł.
Muffinka – z butelki zapachniało ochoczo. A w smaku? Sam nie wiem, co mam napisać. Bo nie wiem co to za smak. Coś słodkiego, chemicznego. Ale co? Już wiem! Chyba to samo nic, co w białej czekoladce.
Orzech laskowy – zapach z butelki fajny. I gdybym wiedział, to na powąchaniu bym skończył. Niestety, zalałem i spróbowałem. Karwasz twarz! Jaka chemiczność. Ze 2km dalej jest orzech laskowy, ale pierwszy plan gra chemia. Dużo chemii. Związek chemiczny.
Ten aromat pobił mój rekord w czasie wolnym od wapowania. Przez prawie dobę bałem się podejść do parownika. Nie wiem, czy dostałem jakąś skażoną partię, czy co...
Truskawki w śmietanie - ani to truskawka, ani śmietanka. Znowu nadmierna słodycz na pierwszym planie, a gdzieś tam dalej czuć tanią nijaką landrynkę. A miałem chęć na Alpenliebe...
Sernikowy – zapach aromatu z butelki mnie lekko odrzucił. Spodziewałem się sernika z sera żółtego. Ale zwracam honor. Całkiem fajny smaczek. Sernik bez ciasta, bez spodu. Taki staropolski, żółty, nie biały, puszysty. Dość słodki, ale ujdzie. Niestety, wapowanie tego aromatu szybko wywoływało u mnie kaszel. Robiłem kilka podejść w przeciągu kilku dni i ciągle to samo. Szkoda. Trudno.
Poziomkowy – ten aromat nie miał łatwo, bowiem mam swoją ulubioną poziomkę od MaiArt, którą uważam za świetną. Ale dał radę. Jest trochę gorszy, nie ma takiej fajnej soczystości, świeżości na wydechu, czuć delikatnie chemię. Praktycznie bezzapachowy dla otoczenia. Ale jest, jak najbardziej, wapowalny. Brawo. Choć jedna flaszka. Ale i tak przegrałem 8:1
Z niejednej probówki wapowałem aromaty, ale z taką sztuczną słodyczą i nicością to się jeszcze nie spotkałem.
Ale
to tylko moja opinia. Nie zachęcam, jak również nie odradzam.