Witam wszystkich.
Pomimo naprawdę młodego wieku (18 lat od 5 tygodni
) paliłem 1.5 roku. Zaczęło się w wakacje przed szkołą średnią, co, wnioskując z "zeznań" moich palących znajomych nie było wcale zbyt szybkie, ponieważ znam takich, którzy palą od 1 gimnazjum. Głównie kupowałem Marlboro Czerwone, zacząłem od palenia na przerwach, czyli ok. 3 dziennie, przez 8 gdy zacząłem to robić w domu, do 12, kiedy to po urodzinach dostałem "zastrzyk" pieniędzy, i po prostu mogłem sobie pozwolić (do kwestii pieniędzy przejdę za chwilę).
E-palę od 3 tygodni (co do dnia, z tego też powodu postanowiłem się zarejerstować na tym forum, ponieważ bałem się, że e-papieros mi się znudzi, wyląduje w szufladzie i tyle tego będzie). Zakup polecił mi kolego, kiedy mówiłem, że chcę rzucić, ale za nic mi to nie wychodzi. Poszedł ze mną do centrum handlowego i na wysepce doradził co kupić. Bałem się tego pierwszego zakupu, bo w sumie nie chcę wydawać całych moich funduszy na coś, czego nawet nie próbowałem (kolega wrócił do analogów dość szybko, po czym e-papierosa sprzedał). Kupiłem więc zestaw Provoga, tzn. ładowarka USB do komputera, jakiś Clearomizer i bateria, za 100 zł. Znajomy doradził, żebym wziął sobie wiśniowego Liqueena, 24 mg, co też zrobiłem.
Tak się wszystko zaczęło, pan ze stoiska nauczył jak to działa, i co ważne uprzedził, że ten clearomizer za długo nie potrzyma i mam się liczyć z tym, że po tygodniu czy 2 będzię go trzeba wymienić. Od razu nalałem, zaskoczyła mnie moc płynu, jednakże pozytywnie. Paczkę fajek, która mi została podarowałem koledze i spokojnie wróciłem do domu.
Kolejego dnia wszystko było cudownie, do momentu kiedy to odbył się mój codzienny "rytuał", tzn. zjadłem obiad, zrobiłem sobie kawę i usiadłem przed komputerem. Naszła mnie straszna ochota na analoga, poszedłem więc do ojca i poprosiłem go o papierosa (z powodów "zdrowotnych" jak to nazywa, pali slimy). Poczułem się lepiej, choć trochę się przestraszyłem, że teraz do analogów wrócę. Tak na szczęście się nie stało, choć zostałem z tymi 1 czy 2 dziennie.
Po tygodniu, o czym uprzedzał sprzedawca (na szczęście, bo liczyłem się z tym od początku, inaczej pewnie bym się zniechęcił) e-fajka zaczęła smakować węglem. Wymieniłem wtedy Clearomizer na Volish Crystal CE10+, który na razie sprawuje się dobrze i co ważne ma większą pojemność, oraz więcej sznurków.
Co do liquidów, tak jak już mówiłem, zacząłem od 24 mg wiśniowego Liqueena. Jednak chumrząc go, byłem przeświadczony, że jest to zawartość nikotyny w całej buteleczce, tj. 10 ml. Gdy dowiedziałem się, jak jest naprawdę, przestraszyłem się, że tylko bardziej się uzależnię, a jeśli wrócę do analogów to będę palił z paczkę dziennie. Był to moment, gdy chciałem walnąć e-fajkę do szuflady i biec po normalne, lecz stwierdziłem, że to nie ma sensu, jak zainwestowałem tyle kasy to muszę tego używać. Chciałęm więc obniżyć zawartość nikotyny do 11 mg, jednakże smaku, którego strasznie chciałem spróbować (Czarna herbata od Liqueena) nie było akurat w takim stężeniu, przez co kupiłem 18 mg. Wszystko było fajnie, do momentu, kiedy wymieszałem go z małą ilością wiśni, i następnego dnia znowu poczułem smak węgla. Ostro się wkurzyłem, wróciłem na wysepkę w centrum handlowym, no bo jak to, że 2 dniowy clear mi się pali. Pani na stoisku poradziła, żebym go przeczyścił, wylał resztkę mieszanki, bo grzałka pracuje dobrze i sznurki wygladają dobrze. Przy okazji zaproponowała mi liquidy p1, które tego właśnie dnia dostali. Jako, że były tanie to się skusiłem na miętę, przy okazji znowu obniżając zawartość nikotyny do 12 mg. Po oczyszczeniu cleara faktycznie wszystko było w porządku, ale postanowiłem spróbować tej mięty. Byłem naprawdę zaskoczony, ponieważ spodziewałęm się smaku chemii itp, a jednak tak nie było. Jednak kolejne zejście z "mocą" płynu spowodowało zwięszenie się częstotliwości chmurzenia, przez co w zeszły piątek znowu zawitałem przy "wysepce". Tym razem wybrałem smak jabłka, a z racji ceny pozostałęm przy p1. Na owym jabłku dość mocno się rozczarowałem, bo smak po pierwszych 3 zaciągnięciach przestawałem czuć smak, co wcześniej się nie zdarzało, wymieszałem je jednak z resztą czarnej herbaty Liqueena, mieszanka smakowała jak słodsza wersja tej ostatniej i muszę przyznać, że chmurzyło się ją bardzo przyjemnie. Jutro znowu muszę uzupełnić zapasy i chyba skuszę się na jakiś smak tytoniowy.
Wspomniałem o moim popalaniu analogów. Przedwczoraj zostałem poczęstowany Marlboro Goldem, stwierdziłem, że nie zapalę sobie w domu slima i posmakuję zwykłego. Okropność, czułem własny papierosowy smród, kapeć w ustach, kaszel. Wtedy stwierdziłem, że koniec z moim paleniem pół-hybrydowym (jak zwykłem je nazywać, ponieważ czytając w internecie, że palenie hybrydowe nie pomoże rzucić, bojąc się, że mi to także się nie uda, a tłumacząc się małą ilością analogów). Od 2 dni nie zapaliłem analoga, nie czuję takiej potrzeby, samopoczucie się poprawiło, wszystko jest świetnie! Co prawda nie miałem jeszcze okazji przetestować e-fajki w naprawdę ciężkiej sytuacji (np. impreza, szczególnie domówka z palaczami), jednakże w codziennych momentach, gdy sięgnąłbym po papierosa, substytut poradził sobie doskonale (czekanie na autobus/pociąg, poranna ochota na dymka, małe spotkanie ze znajomymi itp.).
W kwestii pieniędzy, jak już pisałem strasznie bałem się wydania może nie wielkiej, lecz całkiem jak dla mnie pokaźnej sumki na coś, co może nie dać mi nic. Dziś, z okazji 3 tygodnii e-palenia (oraz 2 dni bez analogów, co może wydawać Wam się śmieszne, lecz dla mnie ma to wielkie znaczenie) podliczyłem sobie, że na chmurzenie wydałem 191 złotych, a na palenie nie wydałem 156 zł (tzn. tyle bym wydał, gdybym palił analogi z taką samą czestotliwością), czyli... od przyszłej środy w końcu zaczynam naprawdę oszczędzać! Jedyne, co mnie smuci, to fakt, że nie odkładam pieniędzy, które wydałbym na analogi, a po prostu więcej wydaję, co w sumie jest zgodne z odpowiedzią na największy zarzut wobec palaczy (gdybyś nie palił to mógłbyś sobie kupić Ferrari! - A gdzie jest twoje Ferrari?). Z drugiej strony boję się dalszych kosztów, bo o ile mogę wydać 30 zł na clearomizer itp. to nie chciałbym wymieniać baterii. Na szczęście jest na nią 3 miesięczna gwarancja i postanowiłem sobie, że do tego czasu postaram się rzucić także wapowanie, by nie przerzucać się z nałogu na nałóg. To w sumie nie jest jedyna przyczyna, ponieważ boję się, co będzie, gdy państwo w końcu zacznie coś robić z e-paleniem. Gdy paliłem analogi byłem pogodzony z faktem, że ponad 80% ceny paczki idzie do państwa, jednak tutaj, gdy wiem ile liquidy kosztują bez podatków nie byłbym chyba w stanie płacić 30 zł zamiast 11 czy też 18.
Z tego co czytałem, dość często poruszanym problemem jest chmurzenie w miejscach publicznych. Często jeżdzę pociągami (czas mojej podróży to ok 1.5 godziny) i nie wapuję, ba!, nawet nie czuję takiej potrzeby. Na przystankach też tego nie robię, wolę czekać na autobus stojąc obok tego ostatniego i móc sobie bezproblemowo pochmurzyć, niż dmuchać komuś w twarz. Wapuję jednak w szkole. Na początku starałem się odejść w jakiś ciemny kąt, by nikomu nie przeszkadzać, ale o dziwo moi znajomi powiedzieli mi, że jeśli chcę mogę to robić przy nich, bo to nawet ładnie pachnie, zawsze jednak robię to dyskretnie, wydychając "dym" w rękaw, tak, żeby nikt nie widzał chmury, bo, jak wiadomo, "czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal". Muszę jednak przyznać, że raz zdarzyło mi się popełnić faux pax, kiedy to siedziałem w McDonaldsie i kolega podpuścił mnie, bym zrobił kółeczko. Ja głupi posłuchałem go, zapominając, że za mną siedzi kobieta z córką. Ogólnie nie czuję się winny gdy powapuję sobie "po cichu" w jakimś lokalu, jednak wtedy 'dym" poleciał na dziecko. Uciekłem z tego Maca jak ostatni tchórz, z burakiem na twarzy
Tak więc opowiedziałem Wam cała moją historię e-palenia. Chciałem się tym z kimś podzielić, mam nadzieję, że Was nie zanudziłem tym monologiem. Życzę powodzenia wszyskim przóbującym rzucić dzięki wapowaniu, oraz pozdrawiam wszyskich, którzy chmurzą, bo lubią