To równie dobrze mogłoby być w "Kiepski dzień"...
Sprzeczka w pracy... Złość na twarzy, rozdygotane ręce, ostre słowa... Trzaśnięcie drzwiami, wychodzę na ulicę... Bateria rozładowana... "Masz, zapal". Sięgam po analoga, wyjmuję zapalniczkę. Noszę ją zawsze w kieszeni, nawet teraz, gdy nie mam już papierosów przy sobie. Taki dawny nawyk, a może przeczucie, że kiedyś się przyda? Powrót do domu - szuflada - zapalniczka - dłonie wciąż drżą... Podwójna dawka, dziesiątki tysięcy odprawiany rytuał. A może setki tysięcy?
Gebbeth uwolniony tak dawno temu stoi naprzeciw mnie. I tylko początek historii inny niż w Ziemiomorzu - wtedy nie było grzmotów, atmosfery horroru, przeczucia, że zło zostało oswobodzone... Była atmosfera podniecenia, poczucia, że robi się coś niedozwolonego, dreszcz niezwykłości chwili. A potem okłamywanie się, że w każdej chwili mogę to rzucić. 9 miesięcy bez papierosa - zwycięstwo! Kłamstwo - powrót był jeszcze gorszy, pozostawił mnie ze świadomością całkowitej porażki.
Gebbeth uwolniony tak dawno temu stoi naprzeciw mnie. Mogę dalej uciekać, ale on i tak mnie odnajdzie. Gdziekolwiek się schowam. Wychodziłem mu naprzeciw: dzień bez papierosa , nazajutrz tylko jeden... dwa.. trzy... Gorycz kolejnej porażki.
Szuflada zamknięta, w ręku e-papieros. Minęło kilka godzin, uspokojenie, powrót do tego, co robię od siedemdziesięciu paru dni. "Czy się powinno"? Jestem jak alkoholik, który do tej pory pił denaturat. Teraz piję wysokogatunkowe trunki, ale nadal pozostaję alkoholikiem. "Czy się powinno"? Mózg dostał to, co chciał. Chociaż nie, spodziewałem się czegoś innego, że "sponiewiera" mój organizm. Nic z tego... To nie działa. Już nie...
Coś się zmieniło. Nie ma poczucia porażki. Zapaliłem? Co z tego. Pojedynek nie został jeszcze zakończony, wciąż mam szansę. Najważniejsze, że nie muszę wchłaniać znowu dymu i całej tej chemii. Od tego się uwolniłem. Jednorazowe porażki nie mają wpływu na kolejne dni. Jeszcze parę miesięcy temu spalałbym kolejnego analoga z rosnącym poczuciem przegranej. Na złość światu, na złość samemu sobie. Ze świadomością, że popełniam powolne samobójstwo. Coś się zmieniło...
Czytam
viewtopic.php?f=68&t=2408http://forum.e-papierosy-forum.pl/viewtopic.php?f=68&t=2408tomba 65 godzin. Nie dam rady tak, jak on. Pali od 160 dni, a więc jest nadzieja... Zaciągam się 6 mg. Low, "niska zawartość nikotyny" - wystarcza. Powrót do normalności...
"Skoro nie jest tak, jak miało być
I nie da się żyć, tylko pić i pić,
To jedyny sposób, by zupełnie nie zwariować
To spróbować się czasem ze sobą pomocować.
Jutro obudzę się wysoki jak ktoś,
Komu w końcu znudziło się narzekać na los.
Swobodna ma myśl przepłynie przez mur
Zamiast kryć się, jak kiedyś, i szukać w nim dziur." (VooVoo)
Minęły 3 lata...Tu są moje korzenie. Pamiętam.