By Everett - 27 lis 2015, 01:29
Posty: 7
Rejestracja: 23 lis 2015, 00:45
Posty: 7
Rejestracja: 23 lis 2015, 00:45
- 27 lis 2015, 01:29
#1524656
Witam,
To, co napiszę zapewne nie będzie niczym odkrywczym, ani nowym na tym forum, jednak postanowiłem się podzielić kilkoma przemyśleniami na temat rzucania palenia, jak i swoją historią, co w założeniu powinno mi pomóc w walce z nałogiem, jak mi może kogoś zainspiruje do postawienia sobie takiego celu, jak ja. Ba, może nawet kogoś zainteresują moje wypociny.
Może zaczynając od początku. Palaczem jest od około trzech lat. Czytając inne tematy zdaję sobie sprawę że może nie jest to tak dużo w stosunku co do innych, jednak to całkiem spory okres w moim życiu. Będąc gówniarzem byłem niesamowicie negatywnie nastawiony do wszelkich używek. Wiadomo, większość takich historii zaczyna się w okresie gimnazjalnych. Część zaczyna palić, bo chce się wpasować w towarzystwo, część aby wyrazić swoją potrzebę buntu. Przez cały ten okres zastanawiałem się "Po co? Przecież to bez sensu. Nie dość że to obrzydliwe, to jeszcze dość kosztowne". Będąc grzecznym dzieciaczkiem trzymałem się od tego z daleka, mimo iż większość moich znajomych paliła już nałogowo. Oczywiście, proponowano mi papierosa niejeden raz, mimo wszystko za każdym razem odmawiałem. Tak trwałem sobie w życiu wolnym od nałogu aż do drugiej klasy liceum. Tak to już bywa, że czasem na swojej drodze spotka się kogoś wyjątkowego. Tak też było ze mną i poznałem cudowną dziewczynę. Wiadomo, pierwsze zakochanie, pierwsza miłość, pierwszy zawód miłosny. Nie chcę się wdawać w szczegóły, jednak rozstanie się z moją dziewczyną było, jak nie ciężko się domyślić dość ciężkim przeżyciem. Próbując sobie poradzić z problemem sięgałem po wiele różnych rzeczy, w tym właśnie po fajki. Okazało się, że pomagają mi się uspokoić, ukoić nerwy, pomóc się odprężyć. Nie jestem pewien, czy faktycznie działało to na mnie w taki sposób, czy po prostu sobie to wmówiłem. Tak, czy siak - było skuteczne. I to się liczyło. Potem poszło już z górki. Paczka za paczką, papieros za papierosem. Z czasem pojawiały się inne dziewczyny, nałóg jednak pozostał.
Tak to trwało praktycznie do tego momentu. Owszem, podejmowałem próby rzucenia palenia, głównie dlatego że to nałóg poważnie obciążający kieszeń (zwłaszcza dla kogoś, kto nie ma stałych dochodów).Zawsze jednak były nieskuteczne próby. Każdy dzień bez papierosa okazywał się okropną męką spowodowaną brakiem nikotyny. W zasadzie nawet mi się to podobało. W momencie, kiedy byłem zdenerwowany, szedłem na papierosa. Rano, popijając sobie kawkę na balkonie fajnie było sobie zapalić. Jednak w pewnym momencie, stojąc sobie na balkonie i ćmiąc kolejnego fajka, stało się coś, czego nie umiem sobie do końca uzmysłowić. Zdałem sobie sprawę, że to po prostu odrażające. Sam wygląd fajki, popiół, smród. Zaczęło mnie to odrzucać. Dlaczego? Nie wiem. 17 listopad. Dzień przełomu. Postanowiłem sobie, że nie mam ochoty się w to dłużej bawić. Pozbyłem się paczki i postawiłem sobie jasny cel: KONIEC Z TYM. Wystarczyło. Przez kolejne dwa dni nie sięgnąłem po papierosa. Czułem się z tym bardzo dobrze, ze świadomością że może w końcu się uda. Najgorszy w tym wszystkim był smród ubrań. Większość moich rzeczy była przesiąknięta zapachem dymu. Po prostu tragedia. Pomyśleć, że inni ludzie musieli czuć coś takiego za każdym razem jak wracałem po krótkiej przerwie na dokarmienie raka.
Wszystko szło dobrze, aż do dnia trzeciego. Postanowiłem, że spróbuję czy faktycznie mam rację, czy to tylko chwilowa fanaberia. I faktycznie, chyba coś się zmieniło. Po pierwszym zaciągnięciu się od razu miałem dość. Nie wypaliłem nawet pół i wyrzuciłem fajka. Cały czas przez myśli przewijało mi się pytanie "Naprawdę robiłem coś tak głupiego?"
W zasadzie wszystko szło po mojej myśli. Kilka ładnych dni bez praktycznie ani jednego papierosa (nie licząc tego, o którym pisałem wyżej). Wiadomo, nie jest to jakiś długi okres, jednak miałem wrażenie jakbym nie palił wieki. Podczas imprezy wydarzyła się pewna sytuacja przez którą podskoczyło mi ciśnienie i znowu sięgnąłem po papierosa. I faktycznie, wypaliłem dwa, może trzy. Nie pamiętam. Mimo wszystko, na następny dzień nie czułem aby znowu ciągnęło mnie do tego tak, jak wcześniej. Problemy zaczęły pojawiać się po około tygodniu. Zaczęło mi brakować moich "papierosowych rytuałów" takich jak, fajka w drodze na uczelnie, czy w przerwie pomiędzy zajęciami. Wtedy pojawiła się myśl, co z tym zrobić. Jedyną sensowną opcją wydawał się e-papieros.
Wiadomo, nie chciałem kupić byle czego żeby się nie zniechęcić i przypadkiem nie wrócić do analogów. Tak więc po długim wieczorze spędzonym na czytaniu na ten temat zdecydowałem się spróbować. Tak też się stało. Po krótkich konsultacjach na forum zakupiłem zestaw wydający się być całkiem sensowną opcją na początek.
Fajek dotarł do mnie dzisiaj. Nie jest to co prawda mój pierwszy kontakt z takim sprzętem, bo wiele znajomych posiada ów e-fajki. Zawsze jednak się zastanawiałem - faktycznie może to zastąpić zwyczajne kurzałki?
Okazuje się, że prawdopodobnie tak. Po miłym popołudniu spędzonym z nowym cudeńkiem ani mi się śni wracać do wcześniejszych przyzwyczajeń. Przekonamy się jak to wygląda na dłuższą metę. Kolejnymi krokami będzie zmniejszanie dawek nikotyny aż do całkowitego jej braku. Jak to będzie i ile mi to zajmie - wyjdzie w praniu.
Tak to mniej więcej wygląda w moim przypadku. Nie liczę na oklaski. Nie chwalę się. Także się nie żalę. Chciałem się po prostu podzielić swoją, może niezbyt pasjonującą historią aby pomóc sobie w walce z nałogiem. Mam też nadzieję, że nikt nie umarł od czytania takiej ilości pierdolenia w jednym poście. Jeśli kogoś to będzie interesowało, chętnie podzielę się dalszymi doświadczeniami i kolejnymi krokami w walce nałogiem.
Pozdrawiam i życzę wszystkim innym rzucającym powodzenia.
Byłbym zapomniał. Kiedyś podczas bycia młodym gówniakiem natknąłem się na ciekawy plakat mający na celu walkę z uzależnieniem. Wydaje mi się, że dość ładnie obrazuje to, o czym pisałem - mój wstręt i obrzydzenie do papierosów.
I tym się z wami na dzisiaj żegnam. Jak już wspominałem, jeśli zyskam waszą aprobatę chętnie podzielę się kolejnymi postępami, czy wdam się w konwersację na ten temat.
To, co napiszę zapewne nie będzie niczym odkrywczym, ani nowym na tym forum, jednak postanowiłem się podzielić kilkoma przemyśleniami na temat rzucania palenia, jak i swoją historią, co w założeniu powinno mi pomóc w walce z nałogiem, jak mi może kogoś zainspiruje do postawienia sobie takiego celu, jak ja. Ba, może nawet kogoś zainteresują moje wypociny.
Może zaczynając od początku. Palaczem jest od około trzech lat. Czytając inne tematy zdaję sobie sprawę że może nie jest to tak dużo w stosunku co do innych, jednak to całkiem spory okres w moim życiu. Będąc gówniarzem byłem niesamowicie negatywnie nastawiony do wszelkich używek. Wiadomo, większość takich historii zaczyna się w okresie gimnazjalnych. Część zaczyna palić, bo chce się wpasować w towarzystwo, część aby wyrazić swoją potrzebę buntu. Przez cały ten okres zastanawiałem się "Po co? Przecież to bez sensu. Nie dość że to obrzydliwe, to jeszcze dość kosztowne". Będąc grzecznym dzieciaczkiem trzymałem się od tego z daleka, mimo iż większość moich znajomych paliła już nałogowo. Oczywiście, proponowano mi papierosa niejeden raz, mimo wszystko za każdym razem odmawiałem. Tak trwałem sobie w życiu wolnym od nałogu aż do drugiej klasy liceum. Tak to już bywa, że czasem na swojej drodze spotka się kogoś wyjątkowego. Tak też było ze mną i poznałem cudowną dziewczynę. Wiadomo, pierwsze zakochanie, pierwsza miłość, pierwszy zawód miłosny. Nie chcę się wdawać w szczegóły, jednak rozstanie się z moją dziewczyną było, jak nie ciężko się domyślić dość ciężkim przeżyciem. Próbując sobie poradzić z problemem sięgałem po wiele różnych rzeczy, w tym właśnie po fajki. Okazało się, że pomagają mi się uspokoić, ukoić nerwy, pomóc się odprężyć. Nie jestem pewien, czy faktycznie działało to na mnie w taki sposób, czy po prostu sobie to wmówiłem. Tak, czy siak - było skuteczne. I to się liczyło. Potem poszło już z górki. Paczka za paczką, papieros za papierosem. Z czasem pojawiały się inne dziewczyny, nałóg jednak pozostał.
Tak to trwało praktycznie do tego momentu. Owszem, podejmowałem próby rzucenia palenia, głównie dlatego że to nałóg poważnie obciążający kieszeń (zwłaszcza dla kogoś, kto nie ma stałych dochodów).Zawsze jednak były nieskuteczne próby. Każdy dzień bez papierosa okazywał się okropną męką spowodowaną brakiem nikotyny. W zasadzie nawet mi się to podobało. W momencie, kiedy byłem zdenerwowany, szedłem na papierosa. Rano, popijając sobie kawkę na balkonie fajnie było sobie zapalić. Jednak w pewnym momencie, stojąc sobie na balkonie i ćmiąc kolejnego fajka, stało się coś, czego nie umiem sobie do końca uzmysłowić. Zdałem sobie sprawę, że to po prostu odrażające. Sam wygląd fajki, popiół, smród. Zaczęło mnie to odrzucać. Dlaczego? Nie wiem. 17 listopad. Dzień przełomu. Postanowiłem sobie, że nie mam ochoty się w to dłużej bawić. Pozbyłem się paczki i postawiłem sobie jasny cel: KONIEC Z TYM. Wystarczyło. Przez kolejne dwa dni nie sięgnąłem po papierosa. Czułem się z tym bardzo dobrze, ze świadomością że może w końcu się uda. Najgorszy w tym wszystkim był smród ubrań. Większość moich rzeczy była przesiąknięta zapachem dymu. Po prostu tragedia. Pomyśleć, że inni ludzie musieli czuć coś takiego za każdym razem jak wracałem po krótkiej przerwie na dokarmienie raka.
Wszystko szło dobrze, aż do dnia trzeciego. Postanowiłem, że spróbuję czy faktycznie mam rację, czy to tylko chwilowa fanaberia. I faktycznie, chyba coś się zmieniło. Po pierwszym zaciągnięciu się od razu miałem dość. Nie wypaliłem nawet pół i wyrzuciłem fajka. Cały czas przez myśli przewijało mi się pytanie "Naprawdę robiłem coś tak głupiego?"
W zasadzie wszystko szło po mojej myśli. Kilka ładnych dni bez praktycznie ani jednego papierosa (nie licząc tego, o którym pisałem wyżej). Wiadomo, nie jest to jakiś długi okres, jednak miałem wrażenie jakbym nie palił wieki. Podczas imprezy wydarzyła się pewna sytuacja przez którą podskoczyło mi ciśnienie i znowu sięgnąłem po papierosa. I faktycznie, wypaliłem dwa, może trzy. Nie pamiętam. Mimo wszystko, na następny dzień nie czułem aby znowu ciągnęło mnie do tego tak, jak wcześniej. Problemy zaczęły pojawiać się po około tygodniu. Zaczęło mi brakować moich "papierosowych rytuałów" takich jak, fajka w drodze na uczelnie, czy w przerwie pomiędzy zajęciami. Wtedy pojawiła się myśl, co z tym zrobić. Jedyną sensowną opcją wydawał się e-papieros.
Wiadomo, nie chciałem kupić byle czego żeby się nie zniechęcić i przypadkiem nie wrócić do analogów. Tak więc po długim wieczorze spędzonym na czytaniu na ten temat zdecydowałem się spróbować. Tak też się stało. Po krótkich konsultacjach na forum zakupiłem zestaw wydający się być całkiem sensowną opcją na początek.
Fajek dotarł do mnie dzisiaj. Nie jest to co prawda mój pierwszy kontakt z takim sprzętem, bo wiele znajomych posiada ów e-fajki. Zawsze jednak się zastanawiałem - faktycznie może to zastąpić zwyczajne kurzałki?
Okazuje się, że prawdopodobnie tak. Po miłym popołudniu spędzonym z nowym cudeńkiem ani mi się śni wracać do wcześniejszych przyzwyczajeń. Przekonamy się jak to wygląda na dłuższą metę. Kolejnymi krokami będzie zmniejszanie dawek nikotyny aż do całkowitego jej braku. Jak to będzie i ile mi to zajmie - wyjdzie w praniu.
Tak to mniej więcej wygląda w moim przypadku. Nie liczę na oklaski. Nie chwalę się. Także się nie żalę. Chciałem się po prostu podzielić swoją, może niezbyt pasjonującą historią aby pomóc sobie w walce z nałogiem. Mam też nadzieję, że nikt nie umarł od czytania takiej ilości pierdolenia w jednym poście. Jeśli kogoś to będzie interesowało, chętnie podzielę się dalszymi doświadczeniami i kolejnymi krokami w walce nałogiem.
Pozdrawiam i życzę wszystkim innym rzucającym powodzenia.
Byłbym zapomniał. Kiedyś podczas bycia młodym gówniakiem natknąłem się na ciekawy plakat mający na celu walkę z uzależnieniem. Wydaje mi się, że dość ładnie obrazuje to, o czym pisałem - mój wstręt i obrzydzenie do papierosów.
I tym się z wami na dzisiaj żegnam. Jak już wspominałem, jeśli zyskam waszą aprobatę chętnie podzielę się kolejnymi postępami, czy wdam się w konwersację na ten temat.