- 27 sie 2011, 19:32
#329428
Witam wszystkich serdecznie. Też chciałem się nieskromnie pochwalić, że od początku marca 2011 już nie palę i uważam to za dość spory sukces. Niestety jak pewnie nie raz słyszeliście powiedzonko, „Coś za coś”, rzucenie palenia odbiło się na mej wadze. Przytyłem ok. 10-15 kg, a że nigdy nie należałem do szczupaków, to te dodatkowe kilogramy dają mi się we znaki. Nic to. Na nie też przyjdzie czas i pozbędę się ich, ale nie o tym chciałem pisać. Chcę napisać jak to wszystko poszło z rzucaniem palenia, z nadzieją, że jak ktoś to przeczyta, może znajdzie właśnie to COŚ, co skłoni go również do rzucenia tego nałogu.
Ale przejdźmy do meritum sprawy.
Urodziłem się w 1961 roku. Pilić tak naprawdę zacząłem w wakacje 1976 roku. Wcześniej, gdzieś przez rok, to było takie sobie podpalanie, od czasu do czasu, „tak dla szpanu” przed kolegami. Tak więc widzicie, że trułem się już od 15 roku życia, do dość wcześnie, nawet jak na tamte czasy. A co paliłem? Początkowo paliłem z kumplem Kenty, Marlboro, Camele, to było na wakacjach w Jelitkowie. Jak wróciliśmy do domu, z kasą było bardzo krucho i wtedy paliliśmy Sporty, (czy ktoś je jeszcze pamięta). Potem były Caro, o takim dziwnym ale dość przyjemnym posmaczku, a następnie Extra Mocne jak byłą kasa lub Klubowe jak z kasą było krucho. W wojsku nic innego nie dawali do palenia, tylko Popularne, to były dawne Sporty. Tak się do nich przyzwyczaiłem, że przez kilka lat paliłem je jeszcze po wojsku. W sprzedaży pojawiły się Stołeczne, które były o 2-3 cm dłuższe od zwykłych papierosów i to mi się spodobało na kolejne kilka lat. Na koniec paliłem Camele zwykłe potem light, a że paliłem sporo, to przerzuciłem się na Golden American, bo ich za tą samą cenę było 25 sztuk w jednej paczce. Zawsze paliłem dużo, zwykle było to 2 paczki dziennie, ale przez ostatnie 2-3 lata rzadko kiedy udało mi się zejść poniżej 3 paczek Goldenów (w paczce 25 sztuk). Gdyby wówczas, ktoś powiedział mi, żebym rzucił palenie, to wyśmiałbym go, bez względu na to jakich argumentów by użył. Palenie było czymś, czemu nie mogłem się oprzeć, mało tego to smakowało mi to cholernie. Wydawało mi się, że mogę niemal zrezygnować ze wszystkiego, tylko nie z palenia. Próbowałem ograniczyć nieco palenie, ale właściwie tylko ze względu na koszty, jakie ponosiło się kupując 3 paczki po niemal 10 zł. Jak sobie policzyłem, że miesięcznie wydaję 900-1000 zł, to było dla mnie bardziej zastanawiające i przekonujące, niż jakieś tam zdrowie itp. dyrdymały. W dodatku papierosy co chwila drożały po 2 gr. Po 5 gr, po 10 gr. Niestety ograniczenie palenia, zupełnie mi nie wychodziło. Co zdołałem przez tydzień ograniczyć się do 2 paczek dziennie, to w następnym tygodniu wszystko odrabiałem z nawiązką i tak w kółko. To były czasy, kiedy wchodziła już moda na niepalenie. W pracy nie wolno już było palić w pokojach, tylko trzeba było wychodzić do palarni. W kawiarniach, restauracjach i pubach, wprowadzano bezsensowne podziały na część dla palących i niepalących w tym samym pomieszczeniu. To wszystko wywoływało we mnie coś w rodzaju buntu i może wówczas nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale właśnie z powodów tych wszystkich ograniczeń i zakazów, paliłem jeszcze więcej, zamiast zastanowić się nad rzuceniem palenia. Dodatkowo w pracy miałem to szczęście, że siedziałem sam w pokoju i w dodatku dostałem pozwolenie od Dyrektora, na palenie w nim. Niech Pan już pali w pokoju, tylko, żeby robota byłą jak najszybciej zrobiona. To nie dawało dodatkowego bodźca do rzucenia palenia.
Któregoś razu, robiąc zakupy w Tesco, natknąłem się na stoisko z e-papierosami Trendy. Obejrzałem sobie różne modele, dostałem od Pani obsługującej jakieś ulotki i poszedłem z tym wszystkim do domu. Zacząłem szukać w necie informacji na ten temat. Odwiedziłem kilkadziesiąt stron poświęconym papierosom elektronicznym, między innymi trafiłem na to forum i muszę przyznać, (i to nie żadne kadzenie), ze tu znalazłem najwięcej fachowych informacji dotyczących tego tematu. Po 3 dniach czytania, i przeliczania pieniążków (koszty e-papierosa i zwykłych papierosów), wróciłem do Tesco i zakupiłem Trendy TR-208. Kupiłem e-papierosa, nie dlatego, żeby rzucić palenie, wtedy o tym w ogóle nie myślałem, tylko dlatego, że to będą dużo, dużo mniejsze koszty, niż palenie zwykłe. Tak naprawdę, to chyba przez cały czas e-palenia, nie myślałem o rzucaniu. TR-208 był większy od normalnych papierosów, (a jako początkujący, chciałem koniecznie coś, co przypomina analogi), ale za namową Pani sprzedawczyni, wziąłem to a nie mniejsze, bo bateria dłużej wytrzyma i pojemniki na liquid były większe. Teraz wiem, że dla takiego kopciucha jak ja, to trzeba było od razu wziąć cygaro i nie bawić się w cokolwiek mniejszego. Od razu do normalnego zestawu dokupiłem 2 atomizery i dwie baterie. Dwa dni później dokupiłem jeszcze jedną ładowarkę, bo jedna bateria nie nadążała się ładować. Zdążyłem wypalić trzy baterie w czasie krótszym niż ładowanie jednej. Napełnianie ustników płynem, czyszczenie tego wszystkiego, na początku podobało mi się, ale po jakimś czasie stało się koszmarem. Wytrzymałem z TR-208-semką troszeczkę ponad pół roku i wreszcie dojrzałem do tego, żeby zakupić cygaro. Cygaro też było Trendy, ale nie pamiętam jego symbolu (TR-301). Było długie, grube, w jasnobrązowym kolorze z baterią podobną do mini paluszka. To była „bajka”. Jedna bateria wystarczała na 8-10 godzin, do tego 2 ustniki napełnione płynem. Robota tylko raz dziennie a nie kilka razy jak to było przy TR-208. Padła mi jedna bateria i atomizer. Poszedłem znowu do Tesco i zamiast kupić baterię i atomizer, kupiłem Trendy eXtreme EGO. I to dopiero było to, co mnie zadowoliło jako kopciucha. EGO powinienem kupić na samym początku i nie bawić się w TR-208. To samo będę polecał wszystkim, którzy palili od 1 paczki w górę, a chcą przejść na e-papierosa. Nie patrzcie na to, żeby e-pet był podobny do zwykłych papierosów, bo to nie ma sensu. Chcesz mieć satysfakcjonującego e-peta i nie tracić czasu na napełnianie czyszczenie itp., to kupuj od razu cygaro. Dla mnie osobiście, oprócz tego, że nie musiałem tego kilka razy dziennie napełniać, bardzo ważne było to, że dawało ogromną chmurę „dymu”, pary. Te wizualne wrażenia były przez cały czas e-palenia bardzo ważne, może dlatego, że ja wcale nie czułem tego smaku papierosowego, tego co inni nazywają „kopem”. I tego smaku, „smrodu” papierosowego w mojej paszczy, bardzo mi brakowało. Ja po prostu ten smrodek uwielbiałem, a tu nic, więc sądzę, że ta chmura „dymu” w jakiś sposób rekompensowała mi brak smrodu. Widocznie już moja paszcza była tak przepalona, że nie miałem co marzyć o jakimkolwiek smaku e-papierosa. Kopciłem e-peta, niemal nie wypuszczając go z ręki, na okrągło. Znajomi śmieli się ze mnie, że teraz palę dwa razy więcej, niż normalnych papierosów. Zaraz po kupieniu e-papierosa, jeszcze tylko dwa dni paliłem rano i wieczorem po 2 zwykłe papierosy. Potem już były tylko e-papierosy, chociaż jeszcze chyba przez miesiąc musiałem mieć przy sobie paczkę analogów. Początkowo paliłem liquidy o mocy 18% zawartości nikotyny. Później jak zauważałem, że już nie trzymam w ustach cały czas e-peta, przechodziłem na płyny o coraz mniejszej zawartości nikotyny a po wakacjach paliłem już zerówki. Przełomowym dla mnie momentem, był okres wakacji 2010 roku. W tym czasie często spotykaliśmy się czy to z rodziną, czy ze znajomymi na weekendowych grillach, gdzie nie obyło się bez piwka, wódeczki. Ci, którzy palą i nie są abstynentami, doskonale wiedzą, co mam na myśli. Przy piwku i wódeczce częściej sięga się po papieroska, niż tak normalnie. Okazało się, że e-papieros nawet w takich chwilach w zupełności mi wystarcza. W ogóle nie chciało mi się sięgnąć po normalnego papierosa, pomimo, że wokół większość znajomych to palacze. Nawet cieszyło mnie to, że od czasu do czasu, jak wiatr odpowiednio zawiał wreszcie poczułem zapach palonych papierosów. Byłem bardzo zadowolony, że nie ciągnęło mnie do analogów, i że ich zapach mi nie przeszkadza. Czasem w pracy szedłem z koleżankami i kolegami do palarni, i tamten smrodek też mi nie przeszkadzał. Bardziej był to dla mnie przyjemny aromat niż smród. Po tych wakacjach, chyba po raz pierwszy przemknęła mi myśl, żeby może tak rzucić całkiem. Mówię przemknęła, bo pamiętam taki moment, ale potem nie myślałem o tym, ważne były tylko zmniejszone koszty ponoszone na palenie. Sam nie wiem jak to się stało, ale w pewnym momencie dotarło do mnie, że e-cygaro mam cały czas przy sobie, a bywają takie dni, że w ogóle nie paliłem go, ani razu nie sięgnąłem po niego. Wtedy po raz drugi pomyślałem, że to może się udać. Przez niemal 2 miesiące jeszcze nosiłem ze sobą e-cygaro. Dwie baterie naładowane, sześć ustników napełnionych, w każdej chwili gotowe do użycia. Potem zostawiłem to wszystko na jeden dzień w domu i był to jeden z najgorszych dni w moim życiu. Taka męka psychiczna jak w tym dniu, że nie mam co zapalić, to było coś okropnego, coś, czego nie chciałbym przeżyć po raz kolejny. Nie potrafiłem się na niczym skupić, nie potrafiłem myśleć o niczym innym, jak tylko o ty, że nie mam swojego e-cygaro. Po powrocie do domu, od razu e-cygaro zapakowałem do plecaka, żeby zawsze mieć je pod ręką jak wychodziłem z domu. Ostatni raz e-cygaro zapaliłem 1 marca 2011 roku, a więc równo rok je paliłem. Z plecaka e-cygaro wyjąłem dopiero jakieś dwa miesiące temu, na początku wakacji. Mam nadzieję, że już NIGDY nie wrócę i do zwykłych jak i do e-papierosów. Jeszcze nie wiem czy mi się uda, bo w swoim życiu dwa razy próbowałem rzucić palenie i po niemal pół roku wracałem znowu do papierosów. Teraz bardzo, ale bardzo bym chciał, żeby mi się udało, tak na zawsze, a właśnie mija te newralgiczne pół roku.
Trochę się rozpisałem. Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłem tym opowiadaniem, a jeżeli choć dla jednej osoby, będzie ono inspiracją do rzucenia palenia i tego zwykłego i tego e-papierosów, to było warto to napisać. Niech będzie to wskazówką dla innych, że nie ważne jest ile lat paliłaś/łeś, nie ważne ile dziennie paliłaś/łeś, rzucić to zawsze można.
Pozdrawiam wszystkich.
Krzysiek
Ale przejdźmy do meritum sprawy.
Urodziłem się w 1961 roku. Pilić tak naprawdę zacząłem w wakacje 1976 roku. Wcześniej, gdzieś przez rok, to było takie sobie podpalanie, od czasu do czasu, „tak dla szpanu” przed kolegami. Tak więc widzicie, że trułem się już od 15 roku życia, do dość wcześnie, nawet jak na tamte czasy. A co paliłem? Początkowo paliłem z kumplem Kenty, Marlboro, Camele, to było na wakacjach w Jelitkowie. Jak wróciliśmy do domu, z kasą było bardzo krucho i wtedy paliliśmy Sporty, (czy ktoś je jeszcze pamięta). Potem były Caro, o takim dziwnym ale dość przyjemnym posmaczku, a następnie Extra Mocne jak byłą kasa lub Klubowe jak z kasą było krucho. W wojsku nic innego nie dawali do palenia, tylko Popularne, to były dawne Sporty. Tak się do nich przyzwyczaiłem, że przez kilka lat paliłem je jeszcze po wojsku. W sprzedaży pojawiły się Stołeczne, które były o 2-3 cm dłuższe od zwykłych papierosów i to mi się spodobało na kolejne kilka lat. Na koniec paliłem Camele zwykłe potem light, a że paliłem sporo, to przerzuciłem się na Golden American, bo ich za tą samą cenę było 25 sztuk w jednej paczce. Zawsze paliłem dużo, zwykle było to 2 paczki dziennie, ale przez ostatnie 2-3 lata rzadko kiedy udało mi się zejść poniżej 3 paczek Goldenów (w paczce 25 sztuk). Gdyby wówczas, ktoś powiedział mi, żebym rzucił palenie, to wyśmiałbym go, bez względu na to jakich argumentów by użył. Palenie było czymś, czemu nie mogłem się oprzeć, mało tego to smakowało mi to cholernie. Wydawało mi się, że mogę niemal zrezygnować ze wszystkiego, tylko nie z palenia. Próbowałem ograniczyć nieco palenie, ale właściwie tylko ze względu na koszty, jakie ponosiło się kupując 3 paczki po niemal 10 zł. Jak sobie policzyłem, że miesięcznie wydaję 900-1000 zł, to było dla mnie bardziej zastanawiające i przekonujące, niż jakieś tam zdrowie itp. dyrdymały. W dodatku papierosy co chwila drożały po 2 gr. Po 5 gr, po 10 gr. Niestety ograniczenie palenia, zupełnie mi nie wychodziło. Co zdołałem przez tydzień ograniczyć się do 2 paczek dziennie, to w następnym tygodniu wszystko odrabiałem z nawiązką i tak w kółko. To były czasy, kiedy wchodziła już moda na niepalenie. W pracy nie wolno już było palić w pokojach, tylko trzeba było wychodzić do palarni. W kawiarniach, restauracjach i pubach, wprowadzano bezsensowne podziały na część dla palących i niepalących w tym samym pomieszczeniu. To wszystko wywoływało we mnie coś w rodzaju buntu i może wówczas nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale właśnie z powodów tych wszystkich ograniczeń i zakazów, paliłem jeszcze więcej, zamiast zastanowić się nad rzuceniem palenia. Dodatkowo w pracy miałem to szczęście, że siedziałem sam w pokoju i w dodatku dostałem pozwolenie od Dyrektora, na palenie w nim. Niech Pan już pali w pokoju, tylko, żeby robota byłą jak najszybciej zrobiona. To nie dawało dodatkowego bodźca do rzucenia palenia.
Któregoś razu, robiąc zakupy w Tesco, natknąłem się na stoisko z e-papierosami Trendy. Obejrzałem sobie różne modele, dostałem od Pani obsługującej jakieś ulotki i poszedłem z tym wszystkim do domu. Zacząłem szukać w necie informacji na ten temat. Odwiedziłem kilkadziesiąt stron poświęconym papierosom elektronicznym, między innymi trafiłem na to forum i muszę przyznać, (i to nie żadne kadzenie), ze tu znalazłem najwięcej fachowych informacji dotyczących tego tematu. Po 3 dniach czytania, i przeliczania pieniążków (koszty e-papierosa i zwykłych papierosów), wróciłem do Tesco i zakupiłem Trendy TR-208. Kupiłem e-papierosa, nie dlatego, żeby rzucić palenie, wtedy o tym w ogóle nie myślałem, tylko dlatego, że to będą dużo, dużo mniejsze koszty, niż palenie zwykłe. Tak naprawdę, to chyba przez cały czas e-palenia, nie myślałem o rzucaniu. TR-208 był większy od normalnych papierosów, (a jako początkujący, chciałem koniecznie coś, co przypomina analogi), ale za namową Pani sprzedawczyni, wziąłem to a nie mniejsze, bo bateria dłużej wytrzyma i pojemniki na liquid były większe. Teraz wiem, że dla takiego kopciucha jak ja, to trzeba było od razu wziąć cygaro i nie bawić się w cokolwiek mniejszego. Od razu do normalnego zestawu dokupiłem 2 atomizery i dwie baterie. Dwa dni później dokupiłem jeszcze jedną ładowarkę, bo jedna bateria nie nadążała się ładować. Zdążyłem wypalić trzy baterie w czasie krótszym niż ładowanie jednej. Napełnianie ustników płynem, czyszczenie tego wszystkiego, na początku podobało mi się, ale po jakimś czasie stało się koszmarem. Wytrzymałem z TR-208-semką troszeczkę ponad pół roku i wreszcie dojrzałem do tego, żeby zakupić cygaro. Cygaro też było Trendy, ale nie pamiętam jego symbolu (TR-301). Było długie, grube, w jasnobrązowym kolorze z baterią podobną do mini paluszka. To była „bajka”. Jedna bateria wystarczała na 8-10 godzin, do tego 2 ustniki napełnione płynem. Robota tylko raz dziennie a nie kilka razy jak to było przy TR-208. Padła mi jedna bateria i atomizer. Poszedłem znowu do Tesco i zamiast kupić baterię i atomizer, kupiłem Trendy eXtreme EGO. I to dopiero było to, co mnie zadowoliło jako kopciucha. EGO powinienem kupić na samym początku i nie bawić się w TR-208. To samo będę polecał wszystkim, którzy palili od 1 paczki w górę, a chcą przejść na e-papierosa. Nie patrzcie na to, żeby e-pet był podobny do zwykłych papierosów, bo to nie ma sensu. Chcesz mieć satysfakcjonującego e-peta i nie tracić czasu na napełnianie czyszczenie itp., to kupuj od razu cygaro. Dla mnie osobiście, oprócz tego, że nie musiałem tego kilka razy dziennie napełniać, bardzo ważne było to, że dawało ogromną chmurę „dymu”, pary. Te wizualne wrażenia były przez cały czas e-palenia bardzo ważne, może dlatego, że ja wcale nie czułem tego smaku papierosowego, tego co inni nazywają „kopem”. I tego smaku, „smrodu” papierosowego w mojej paszczy, bardzo mi brakowało. Ja po prostu ten smrodek uwielbiałem, a tu nic, więc sądzę, że ta chmura „dymu” w jakiś sposób rekompensowała mi brak smrodu. Widocznie już moja paszcza była tak przepalona, że nie miałem co marzyć o jakimkolwiek smaku e-papierosa. Kopciłem e-peta, niemal nie wypuszczając go z ręki, na okrągło. Znajomi śmieli się ze mnie, że teraz palę dwa razy więcej, niż normalnych papierosów. Zaraz po kupieniu e-papierosa, jeszcze tylko dwa dni paliłem rano i wieczorem po 2 zwykłe papierosy. Potem już były tylko e-papierosy, chociaż jeszcze chyba przez miesiąc musiałem mieć przy sobie paczkę analogów. Początkowo paliłem liquidy o mocy 18% zawartości nikotyny. Później jak zauważałem, że już nie trzymam w ustach cały czas e-peta, przechodziłem na płyny o coraz mniejszej zawartości nikotyny a po wakacjach paliłem już zerówki. Przełomowym dla mnie momentem, był okres wakacji 2010 roku. W tym czasie często spotykaliśmy się czy to z rodziną, czy ze znajomymi na weekendowych grillach, gdzie nie obyło się bez piwka, wódeczki. Ci, którzy palą i nie są abstynentami, doskonale wiedzą, co mam na myśli. Przy piwku i wódeczce częściej sięga się po papieroska, niż tak normalnie. Okazało się, że e-papieros nawet w takich chwilach w zupełności mi wystarcza. W ogóle nie chciało mi się sięgnąć po normalnego papierosa, pomimo, że wokół większość znajomych to palacze. Nawet cieszyło mnie to, że od czasu do czasu, jak wiatr odpowiednio zawiał wreszcie poczułem zapach palonych papierosów. Byłem bardzo zadowolony, że nie ciągnęło mnie do analogów, i że ich zapach mi nie przeszkadza. Czasem w pracy szedłem z koleżankami i kolegami do palarni, i tamten smrodek też mi nie przeszkadzał. Bardziej był to dla mnie przyjemny aromat niż smród. Po tych wakacjach, chyba po raz pierwszy przemknęła mi myśl, żeby może tak rzucić całkiem. Mówię przemknęła, bo pamiętam taki moment, ale potem nie myślałem o tym, ważne były tylko zmniejszone koszty ponoszone na palenie. Sam nie wiem jak to się stało, ale w pewnym momencie dotarło do mnie, że e-cygaro mam cały czas przy sobie, a bywają takie dni, że w ogóle nie paliłem go, ani razu nie sięgnąłem po niego. Wtedy po raz drugi pomyślałem, że to może się udać. Przez niemal 2 miesiące jeszcze nosiłem ze sobą e-cygaro. Dwie baterie naładowane, sześć ustników napełnionych, w każdej chwili gotowe do użycia. Potem zostawiłem to wszystko na jeden dzień w domu i był to jeden z najgorszych dni w moim życiu. Taka męka psychiczna jak w tym dniu, że nie mam co zapalić, to było coś okropnego, coś, czego nie chciałbym przeżyć po raz kolejny. Nie potrafiłem się na niczym skupić, nie potrafiłem myśleć o niczym innym, jak tylko o ty, że nie mam swojego e-cygaro. Po powrocie do domu, od razu e-cygaro zapakowałem do plecaka, żeby zawsze mieć je pod ręką jak wychodziłem z domu. Ostatni raz e-cygaro zapaliłem 1 marca 2011 roku, a więc równo rok je paliłem. Z plecaka e-cygaro wyjąłem dopiero jakieś dwa miesiące temu, na początku wakacji. Mam nadzieję, że już NIGDY nie wrócę i do zwykłych jak i do e-papierosów. Jeszcze nie wiem czy mi się uda, bo w swoim życiu dwa razy próbowałem rzucić palenie i po niemal pół roku wracałem znowu do papierosów. Teraz bardzo, ale bardzo bym chciał, żeby mi się udało, tak na zawsze, a właśnie mija te newralgiczne pół roku.
Trochę się rozpisałem. Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłem tym opowiadaniem, a jeżeli choć dla jednej osoby, będzie ono inspiracją do rzucenia palenia i tego zwykłego i tego e-papierosów, to było warto to napisać. Niech będzie to wskazówką dla innych, że nie ważne jest ile lat paliłaś/łeś, nie ważne ile dziennie paliłaś/łeś, rzucić to zawsze można.
Pozdrawiam wszystkich.
Krzysiek