Aromat i jego stężenie, czyli o co w tym chodzi..
Post:03 lip 2020, 11:12
Pewien czas temu na jednym z forów internetowych zabrałem (z powodu nawału pracy - szczątkowy) głos w dyskusji odnośnie potrzeby dozowania aromatów w zalecanym zakresie stężeń i chciałbym pokusić się tutaj o nieco szersze omówienie tego zagadnienia, gdyż temat ten jest dość istotny z punktu widzenia odbioru i oceny kompozycji aromatycznej. Nie będziemy w tym momencie dyskutować o gustach, gdyż to kwestia bardzo subiektywna i każdy kieruje się własnymi zapatrywaniami, lecz skoncentrujemy się na celu przyświecającym twórcy kompozycji.
Aromat to nie tylko smak, słodkość/wytrawność, ... Złożone aromaty stanowią pewnego rodzaju opowieść. Dzięki zastosowaniu optymalnie dobranych składników w odpowiednim zakresie stężeń otrzymujemy efekt 3D, tj. kompozycja aromatyczna dociera do naszych kubków smakowych w odpowiedniej kolejności i pojawiają się (jak u ogra) kolejne warstwy. Jest nuta główna, nuty poboczna, a całość zamykają nuty posmakowe. "Kompozytor" odpowiednio dobiera poszczególne smaki i dzięki optymalnemu składowi uzyskuje zakładany efekt. Bardzo często stosuje się tutaj pewnego rodzaju trick polegający na zastosowaniu pewnych aromatów w stężeniu podprogowym, tj. stężenie danego składnika jest na tyle małe, że nie potrafimy powiedzieć co czujemy, ale równocześnie na tyle duże, że stwierdzamy obecność "czegoś". Te "półnuty smaku" służą jako kontrapunkt. Pobudzają wyobraźnię i całość kompozycji staje się już 4-5-6-...-D.
Aromat nie jest więc tylko "truskawką w śmietanie", a staje się cudowną historią w wielu aktach...
A teraz wyobraźmy sobie, co też się dzieje, kiedy zamiast sugerowanych 5% dodamy 10%. Wszystkie smaki się wzmacniają, a to co z założenia miało być "półnutą" zaczyna wybrzmiewać na cały regulator. Pojawiają się smaki, których wcale nie miało być czuć, a główne nuty smakowe atakują nasze kubki smakowe z siłą wodospadu. Jest mocno... Jest wyraziście... Tyle tylko, że nie ma to już nic wspólnego z założeniami "kompozytora", a w miejsce pięknej symfonii pojawia się 1000000 wat sieczki techno (przepraszam miłośników tego typu muzyki). Jedno i drugie jest muzyką, ale czy to to samo?
A Wy jak uważacie?
Aromat to nie tylko smak, słodkość/wytrawność, ... Złożone aromaty stanowią pewnego rodzaju opowieść. Dzięki zastosowaniu optymalnie dobranych składników w odpowiednim zakresie stężeń otrzymujemy efekt 3D, tj. kompozycja aromatyczna dociera do naszych kubków smakowych w odpowiedniej kolejności i pojawiają się (jak u ogra) kolejne warstwy. Jest nuta główna, nuty poboczna, a całość zamykają nuty posmakowe. "Kompozytor" odpowiednio dobiera poszczególne smaki i dzięki optymalnemu składowi uzyskuje zakładany efekt. Bardzo często stosuje się tutaj pewnego rodzaju trick polegający na zastosowaniu pewnych aromatów w stężeniu podprogowym, tj. stężenie danego składnika jest na tyle małe, że nie potrafimy powiedzieć co czujemy, ale równocześnie na tyle duże, że stwierdzamy obecność "czegoś". Te "półnuty smaku" służą jako kontrapunkt. Pobudzają wyobraźnię i całość kompozycji staje się już 4-5-6-...-D.
Aromat nie jest więc tylko "truskawką w śmietanie", a staje się cudowną historią w wielu aktach...
A teraz wyobraźmy sobie, co też się dzieje, kiedy zamiast sugerowanych 5% dodamy 10%. Wszystkie smaki się wzmacniają, a to co z założenia miało być "półnutą" zaczyna wybrzmiewać na cały regulator. Pojawiają się smaki, których wcale nie miało być czuć, a główne nuty smakowe atakują nasze kubki smakowe z siłą wodospadu. Jest mocno... Jest wyraziście... Tyle tylko, że nie ma to już nic wspólnego z założeniami "kompozytora", a w miejsce pięknej symfonii pojawia się 1000000 wat sieczki techno (przepraszam miłośników tego typu muzyki). Jedno i drugie jest muzyką, ale czy to to samo?
A Wy jak uważacie?