- 26 paź 2009, 12:03
#49754
Czy się powinno zapalić od czasu do czasu analoga? No tak kontrolnie, żeby sprawdzić? Ja się cholernie boję. Tyle razy rzucałem, tyle razy wracałem do palenia po "tym jednym". Z tym, że wtedy nie słyszałem nawet o e-papierosach. Nie miałem wyboru. Albo odmówić sobie jednej z nielicznych przyjemności (co pozostawia człowieka z na prawdę paskudnym poczuciem oszukania), albo sobie pofolgować. Czytam co piszą ludzie - i podobno analogi już nie smakują po jakimś czasie. Podobno zapalenie analoga odrzuca. Pewnie po takim przykrym doświadczeniu z analogiem ma się o wiele mniejszą ciekawość, mniejszą chęć żeby po niego sięgać.
Tylko wtedy przypomina mi się mój pierwszy papieros w życiu, bo pamiętam go bardzo dobrze. Pierwszy i drugi papieros w życiu. Miałem wtedy 18 lat. Byłem sam w domu. Mieszkałem jeszcze, jak większość 18-latków, z rodzicami. Mama paliła. Pali do dziś. Ojciec palił 2 paczki sportów dziennie. Rzucił 1 dnia. Tego dnia kiedy w szpitalu lekarz przedstawił mu prosty wybór. Nigdy nie przeszkadzał mi dym w domu. Lubiłem ten zapach, kiedy mama zapaliła. Szczególnie Carmena Bo kiedyś paliło się od święta Carmeny, na codzień Klubowe Ojciec wyklarował mi kiedyś sprawę, w tym głupim wieku wczesnych nastu lat, kiedy większość ludzi zaczyna. Że palenie i picie żeby przypodchlebnić się grupie jest żenujące, gówniarskie, nie godne faceta. Mówił "masz jaja - potrafisz powiedzieć nie". Rzadko go słuchałem, ale to akurat wziąłem do siebie. Nigdy nie było mi głupio odmawiać. Wprost przeciwnie. Czułem się lepszy - od tych idiotów. Idiotów.
Tego słonecznego dnia myślałem sobie o idiotach którzy palą. O idiotce - mamie, która codziennie truje się tym badziewiem. Co oni w tym widzą? Co czują? Dlaczego to robią? Przecież, oni tak na prawdę nie są idiotami. Dobrze wiedzą, to już nie te czasy co kiedyś, kiedy ludzie jeszcze nie wiedzieli co się wciąga do płuc. Postanowiłem sprawdzić. Wyobrażałem sobie gorzkie, gryzące doświadczenie. Kaszel. Mdłości. Obrzydzenie. Coś mi jednak nie dawało spokoju i musiałem. Zapaliłem pierwszego papierosa w życiu. Nie zakaszlałem. Nie zrobiło mi się niedobrze. Wprost przeciwnie. Smakował mi. Był rewelacyjnie dobry. Był czymś nowym. Na drugi dzień całą drogę ze szkoły do domu myślałem tylko o jednym. Czy w domu znajdę jeszcze paczkę na telewizorze? Kiedy jej nie znalazłem, gorączkowo przeszukiwałem chatę. Znalazłem niedopałka w popielniczce. Musiałem go spalić. Byłem uzależniony odkąd pamiętam. Na długo zanim zacząłem palić.
Gdybym miał się tego teraz po tylu latach pozbawić... Kogo ja chciałem oszukać, wmawiając sobie, że kiedykolwiek mi się to uda, że będę potrafił? Patrząc wstecz wiem, że to niemożliwe. A jednak coś się zmieniło. Pojawiła się nowa rzecz, której uczepiłem się jak tonący brzytwy. Pojawienie się e-papierosów zmieniło "układ sił". Próby rzucania bez tego były z góry skazane na niepowodzenie. Ale nawet z e-fajkiem nie czuję się jeszcze pewnie. Doceniam "przeciwnika". Nałóg nie poddaje się tak łatwo. Jest sprytny. Potrafi nawet mieszać w płatach czołowych. I tam tak na prawdę rozegra się ostatnia runda.
Chyba trzeba wykonać następny krok. Samo rzucenie analogów nie wystarczy. Zanim zacząłem palić biegałem. Byłem dobry. Robiłem po 8km dziennie. Bez specjalnego wysiłku. Lubiłem to. Jakoś nigdy nie udało mi się jeszcze do tego wrócić. Nawet nie mam dresu. Chyba czas się rozejrzeć za jednym Siedząca praca zabija jeszcze skuteczniej od palenia.
Tylko wtedy przypomina mi się mój pierwszy papieros w życiu, bo pamiętam go bardzo dobrze. Pierwszy i drugi papieros w życiu. Miałem wtedy 18 lat. Byłem sam w domu. Mieszkałem jeszcze, jak większość 18-latków, z rodzicami. Mama paliła. Pali do dziś. Ojciec palił 2 paczki sportów dziennie. Rzucił 1 dnia. Tego dnia kiedy w szpitalu lekarz przedstawił mu prosty wybór. Nigdy nie przeszkadzał mi dym w domu. Lubiłem ten zapach, kiedy mama zapaliła. Szczególnie Carmena Bo kiedyś paliło się od święta Carmeny, na codzień Klubowe Ojciec wyklarował mi kiedyś sprawę, w tym głupim wieku wczesnych nastu lat, kiedy większość ludzi zaczyna. Że palenie i picie żeby przypodchlebnić się grupie jest żenujące, gówniarskie, nie godne faceta. Mówił "masz jaja - potrafisz powiedzieć nie". Rzadko go słuchałem, ale to akurat wziąłem do siebie. Nigdy nie było mi głupio odmawiać. Wprost przeciwnie. Czułem się lepszy - od tych idiotów. Idiotów.
Tego słonecznego dnia myślałem sobie o idiotach którzy palą. O idiotce - mamie, która codziennie truje się tym badziewiem. Co oni w tym widzą? Co czują? Dlaczego to robią? Przecież, oni tak na prawdę nie są idiotami. Dobrze wiedzą, to już nie te czasy co kiedyś, kiedy ludzie jeszcze nie wiedzieli co się wciąga do płuc. Postanowiłem sprawdzić. Wyobrażałem sobie gorzkie, gryzące doświadczenie. Kaszel. Mdłości. Obrzydzenie. Coś mi jednak nie dawało spokoju i musiałem. Zapaliłem pierwszego papierosa w życiu. Nie zakaszlałem. Nie zrobiło mi się niedobrze. Wprost przeciwnie. Smakował mi. Był rewelacyjnie dobry. Był czymś nowym. Na drugi dzień całą drogę ze szkoły do domu myślałem tylko o jednym. Czy w domu znajdę jeszcze paczkę na telewizorze? Kiedy jej nie znalazłem, gorączkowo przeszukiwałem chatę. Znalazłem niedopałka w popielniczce. Musiałem go spalić. Byłem uzależniony odkąd pamiętam. Na długo zanim zacząłem palić.
Gdybym miał się tego teraz po tylu latach pozbawić... Kogo ja chciałem oszukać, wmawiając sobie, że kiedykolwiek mi się to uda, że będę potrafił? Patrząc wstecz wiem, że to niemożliwe. A jednak coś się zmieniło. Pojawiła się nowa rzecz, której uczepiłem się jak tonący brzytwy. Pojawienie się e-papierosów zmieniło "układ sił". Próby rzucania bez tego były z góry skazane na niepowodzenie. Ale nawet z e-fajkiem nie czuję się jeszcze pewnie. Doceniam "przeciwnika". Nałóg nie poddaje się tak łatwo. Jest sprytny. Potrafi nawet mieszać w płatach czołowych. I tam tak na prawdę rozegra się ostatnia runda.
Chyba trzeba wykonać następny krok. Samo rzucenie analogów nie wystarczy. Zanim zacząłem palić biegałem. Byłem dobry. Robiłem po 8km dziennie. Bez specjalnego wysiłku. Lubiłem to. Jakoś nigdy nie udało mi się jeszcze do tego wrócić. Nawet nie mam dresu. Chyba czas się rozejrzeć za jednym Siedząca praca zabija jeszcze skuteczniej od palenia.