Dyskusja o smaku jest jeszcze gorsza od opisywania słowem dźwięku a tam gdzie często pojawia się czyiś interes zakładać możemy złą intencję, jeszcze częściej odmienne odczucia konsumenta i na takim gruncie robi się z tego taka ot właśnie gdybologia stosowana, ale niech będzie i o jednym z nich...
Lemon Sherbet, który z początku wydał mi się płytki, jednoplanowy, nijaki i taki też jest, ale mimo to wszystko, dziś stawiam go wyżej od podobnych od Dainty's i Juice N' Power i raczej będę do niego wracał. Początkowa nuda, ale i też lekka pikantność, plus nieprzesadna słodycz a jeżeli obcujemy z nim "mocniej i dłużej" chcąc np. zaspokoić nałóg, przechodząca w nieklejące się i nienatarczywe rozmycie smaku, moim skromnym, może klasyfikować go jako liquid na co dzień.
PS. Przy tym i jemu podobnych, zastanawia mnie coś innego a mianowicie dwukrotna rozbieżności w cenie za setkę w kraju pochodzenia. Zna ktoś powód tego fenomenu?