@hilton1 Ja jestem tradycjonalistą i uważam, że każdy żywy organizm powinien się odżywiać zgodnie z jego naturą, a nie jakimiś brykietami, puszkami, czy innym nie wiadomo czym. Psy są ze mną od dziecka, czyli ok. 50 lat i nigdy żaden z moich pupili nie miał problemów zdrowotnych. Zero alergii, nowotworów, a umierały ze starości dożywając wieku nieosiągalnego dla ich kumpli karmionych sztucznie. Poza jednym, który niestety miał wypadek w młodym wieku.
W praktyce robię tak. Raz w tygodniu gotuję "paszę", która składa się w równych częściach z białka (mięso), warzyw (marchewka, pietruszka, seler itp.) oraz węglowodanów (najczęściej makaron). Do togo dodaję witaminy i mikroelementy w proszku.
Co tydzień zmieniam rodzaj mięsa z wołowiny, na kurczaka, rybę, a czasem i raczej rzadko wieprzowinę.
Makaron kupuję najtańszy, czyli bez żadnych dodatków, najczęściej z Biedronki.
Pies, jak w naturze, powinien jeść również surowe mięso i kości. Dlatego rano daję serce wołowe, indycze, gulasz wołowy [III klasy
], korpusy kurczaka, czy kości ze schabu. A wieczorem, po spacerze, michę.
Przy drobiu trzeba wycinać kości piszczelowe, ale przy odrobinie doświadczenia staje się to banalne.
Ilość posiłków trzeba dobierać do wieku psa. Im starszy tym mniej, a młodziki niech jedzą nawet 5-6 razy dziennie.
Na wyjazdach nie ma żadnego problemu. Paszę porcjuję do worków foliowych, zamrażam i do lodówki turystycznej. Rano wyciągam jedną porcję i na wieczór jest rozmrożona. Na wypadek awarii zawsze mam jakąś puszkę i saszetkę z brykietami, ale to ostateczność.
Poza tym w każdym miejscu jest sklep, w którym można kupić świeże mięso, a psu nic się złego nie stanie gdy kilka razy w roku przeżyje kilka tygodni na samym mięsie lub zje mięsko nieświeże. Wręcz przeciwnie. Dobrze mu to zrobi. Podobnie jak obowiązkowy post jeden raz w tygodniu. TYLKO WODA! Ale to dotyczy psów powyżej 1 roku życia.
Psa nie należy zmuszać do jedzenia lub szukać żarcia, które będzie mu smakować. On sam wie najlepiej czy chce jeść. Podobnie ważne są ustalone pory karmienia. Tylko w nich dostaje michę i jak nie ma ochoty, to micha idzie do lodówki. Częsty błąd właścicieli piesków polega na tym, że wsypują brykiety (czy inne jedzenie) do michy i pies je kiedy tylko ma ochotę. Wtedy po 2-3 latach mamy zapasioną kluchę, a nie psa. Do tego drastycznie skracamy mu życie i dostajemy kartę stałego klienta u weterynarza.
Pies musi mieć stały dostęp jedynie do czystej, chłodnej wody, a przez większość dnia powinien czuć lekki głód.
Żadnego podkarmiania poza wyznaczonymi porami. Nic poza miską. Zero smakołyków, a resztki z naszego jedzenia można dodać jedynie do paszy, a i to pod warunkiem, że nie są zbytnio posolone, przyprawione i nie zawierają produktów, które mogą psu zaszkodzić. Np. roślin strączkowych, cebuli, czosnku, ziemniaków itd. Np. czekolada jest dla psa trucizną. Nawet niewielka jej ilość może psa zabić. Szczególnie małej rasy.
Ty masz luzik, bo Yorki to maleństwa. Moja Daszka (smoczyca) waży prawie 50 kg, więc żarełka idzie ok. 1-1,5 kg dziennie. A gdy ostro biegamy, pływamy lub jeżdżę z nią na rowerze porcja wzrasta do 2 kg.
edit:
Jeszcze jedno.
Nie martw się gdy pies nie chce jeść. To normalne. Może jest zestresowany nowym otoczeniem, może go boli brzuszek itd.
Gdy taka głodówka przedłuża się ponad 4 doby, to dopiero może być powód do zaniepokojenia. Chociaż jeden z moich pupili, raz na kilka miesięcy, robił sobie takie "oczyszczanie organizmu" Trwało to nawet do tygodnia. W tym czasie żarł jedynie młode pędy perzu i zwracał je wraz z żółcią. Ot, taki był sobie oryginał