16 miesięcy na e-p, po 27 latach analogów.
Jadę na 18 mg, bo słabsze mnie że tak powiem "nie zaspokajają"
I nic mnie nie ciągnie do analogów. Przez te 16 miesięcy zapaliłem po miesiącu pół, za pól roku drugie pół, żeby sie utwierdzić jakie to niesmaczne. W ostatni piątek przy piwku właśnie złapałem jednego macha. Nie byle co- Davidoff. I bleee... Po tym jednym machu kapeć w paszczy, że trzeba było pare solidnych łyków browaru, żeby znikł.
E-p to jest to. Dobry zestaw (i dobrze zmontowany) na meszu, gdzie nic nie bobrzy, nie siorbie, nie gryzie, ulubiony liquid i jak to mówią: Poezja smaku...
A i sama dłubanina, grzałki, knoty, poprawianie chińczyków tez mnie cieszy. Takie nowe hobby kolejne
Tez sobie lubię "kontemplować" z fają w ręku, patrząc w gwiazdy, zajarać na spokojnie przy kawie, przy drinku, czy po dobrym obiadku. Ale e-petem. Nie śmierdzielem.
E-p sprawia mi cholerną przyjemność. Dlatego nie zmniejszam dawki stopniowo. Jak na razie to ja wcale nie chce tego rzucać
I cieszę się, że nie mam tej "euforii" analogowej, która objawiała się chyba tylko atakami kaszlu nad ranem nie dającymi spać.
E-p też dają "euforię" Po mojemu- zdecydowanie lepszą.