- 07 cze 2009, 09:10
#22995
Przeczytałem temat od deski do deski i najpierw muszę zgodzić się z Tusią, że buteleczki z liquidem powinny mieć dokładne oznaczenia, aby uniknąć ryzyka pomylenia ich na przykład z lekami. My już bardzo niedługo takowe wprowadzamy. Myślę, że inni sprzedawcy również albo już to robią, albo niedługo zaczną. Oznaczenia powinny być na buteleczkach już w momencie opuszczania fabryki, w Polsce powinien je tylko przetłumaczyć tłumacz przysięgły...ale Chiny mają swoje prawa a my swoje.
Co do reszty tez postawionych w temacie, to (choć pewnie się kilku osobom narażę) chciałbym wyprostować kilka nieścisłości.
Tusiu- kupując na targu (czy w hipermarkecie, obojętnie) ziemniaki czy pomidory kupujesz również nikotynę- te warzywa ją zawierają. Zawierają też ołów. Kupując ryby płacisz za całą tablicę Mendelejewa (zwłaszcza jeśli chodzi o pangę, hodowaną w delcie Mekongu- największym ścieku świata. Podobnie jest z tuńczykiem, który odkłada w swoim ciele tak dużo metali, że aż dziw, że nie tonie:) ). Nie wspomnę już o przyspieszonym dojrzewaniu bananów...przestałem je jeść kilka lat temu jak w przybliżeniu poznałem ten proces.
Sprawy sądowe są możliwe w stosunku do sprzedawców, jeśli buteleczki pozostaną nadal nieoznakowane. Chodzi tu właśnie o ryzyko pomyłki. Rozprawy o utratę zdrowia w przypadku prawidłowego używania liquidu raczej jednak nie grożą ponieważ:
Oskarżyć można producenta, nie sprzedawcę- nawet w USA, kraju słynącym z pozwów każdego przeciw każdemu nikt nie pozywał kioskarzy, a jedynie producentów tytoniu. Podstawą wszystkich pozwów był precedens prawny, wynikły w trakcie procesu osoby chorej na raka versus (o ile dobrze pamiętam) P.M. Proces o mało co nie skończył się uniewinnieniem koncernu- okazało się jednak, że firma była przez wiele lat świadoma szkodliwości palenia, a fakt ten zataiła. Sprzedawcy i producenci liquidów niczego nie tają, bo nie ma (i technicznie nie może być) konkretnych badań na temat długoletniego inhalowania liquidów. Nie może być, bo dopiero dwa czy trzy lata temu Ruyan postarał się o pierwszy patent w tej dziedzinie. Kolejnym argumentem przeciw masowym pozwom jest sam system prawny- diametralnie różny od tego "z amerykańskich filmów". W Polsce każda sprawa jest rozpatrywana przez sąd osobno, precedensy prawne mają tu małe znaczenie. Trzecim argumentem jest to, że liquid jest importowany spoza Unii, a tym samym musi przejść odprawę celną i procedurę dopuszczenia do obrotu. Tym samym państwo stawałoby się współwinne w takim procesie przez to, że dopuściło do sprzedaży środka na swoim terenie.
pyton357- odpowiedź nie była unikiem, tylko stwierdzeniem faktu. Gdybym chciał zrobić unik (bo to chyba była moja odpowiedź) to bym wcale nie pytany wprost nie odpowiadał. Tak czy inaczej atesty PZH nie są wymagane w Polsce po zmianie przepisów w 2004 roku. Nie chodzi tu o kasę, tylko o równość wobec prawa- certyfikaty wydane przez niemieckie SGS czy TUV mają według prawa taką samą wartość merytoryczną jak te wydane przez polskie PZH. Chodzi również o uproszczenie procedur- wyobraź sobie przedstawicieli amerykańskiej firmy farmaceutycznej drałujących do malutkiego kraju nad niewielką rzeczką Wisłą (który w ich pojęciu leży pewnie gdzieś pod Moskwą), żeby zdobyć po odstaniu w kolejkach certyfikat PZH na swój krem przeciw trądzikowi młodzieńczemu. Następnie wyobraź sobie, jak się spieszą, bo zaraz odleci ich samolot do Namibii, gdzie będą starać się o certyfikat ichniejszego zakładu higieny....Wyobrażasz sobie? Ja próbowałem, ale nie idzie:). Trzymam w ręku krople do nosa Novartis cośtam GmbH i nigdzie nic o PZH nie napisano. Jest tylko numer pozwolenia (ministerstwa zdrowia, wymagane dla wszystkich substancji wpisanych na listę leków). Co do chińskich producentów liquidów (i czegokolwiek innego)- oni prowadzą interes nastawiony na zysk i żadna siła nie zmusi ich do robienia atestów, których nikt od nich nie wymaga. Wszyscy natomiast mają atesty SGS i/lub TUV (ogólnoświatowe firmy certyfikujące), bo bez nich żaden celnik nie wpuściłby liquidów do Unii, Stanów, Australii i innych dużych rynków zbytu. Certyfikaty te nie stwierdzają, że liquidy są nieszkodliwe- bo takiego nikt nie wyda na wszelki wypadek. One tylko potwierdzają, że dany wyrób jest zgodny z odpowiednimi normami (w naszym wypadku europejskimi) i albo nie zawiera, albo zawiera w granicach normy niebezpieczne/ zabronione substancje. Certyfikat PZH, gdyby taki istniał, nie stwierdzałby niczego innego.
Papierosy nie posiadają atestu PZH jako wyrób. Posiadają tylko atesty na poszczególne (w znaczeniu pojedyncze) dodatki smakowe i technologiczne (w tym również PG obecny w papierosach). Gdyby PZH wydało certyfikat stwierdzający, że papierosy są nieszkodliwe skarb państwa by się nie wypłacił. Więc takiego nie wyda. Firmy tytoniowe nie muszą się przejmować brakiem takiego certyfikatu, bo szkodliwość papierosów jest obecnie powszechnie znana i jeśli ktoś je pali, to jest sobie sam winny jeśli zachoruje. Atesty na dodatki producenci papierosów również posiadają nie dlatego, bo muszą tylko dlatego, żeby uniknąć procesów gdyby się nagle okazało, że są szkodliwe a oni mogli o tym wiedzieć.
sq8shq- brak atestu PZH nie grozi żadnymi konsekwencjami. Sprzedaż środka zawierającego nikotynę również nie będzie karana grzywną- sprzedaż nikotyny nie jest w Polsce licencjonowana, nawet nie wiem czy jest rejestrowana (tego nie jestem pewien). Prowadząc swoją działalność legalnie nie musimy jak piszesz zaprzestać sprzedaży liquidów. Bezwzględnie musimy je tylko opisać. Nie potrzebujemy również żadnych licencji ani certyfikatów- wystarczą te dostarczone przez chińskich producentów i przedstawione w urzędzie celnym w czasie odprawy towaru. Jeśli ktoś sobie zrobi krzywdę a buteleczki będą odpowiedni oznaczone i legalnie sprowadzone- to nie będzie winnego i na pewno nie będzie odszkodowania.
Papierosy nie mają atestu na dopuszczenie do obrotu, tylko są po prostu dopuszczone do obrotu- jak absolutnie każdy towar na rynku włącznie z liquidami i szczotkami do butów. Również nieprawdą jest, że tytoniem można spokojnie handlować, bo akurat wszystko co z tytoniem związane jest w Polsce ściśle koncesjonowane. Zaznaczam tytoniem- nie nikotyną która jest w wolnym obrocie.
Nie masz pewnie racji pisząc, że nikotyna jest na liście trucizn, bo wtedy jej obrót byłby również koncesjonowany, a nie jest. Nie jest również w postaci czystej, bo jest z definicji w liquidzie wymieszana z PG/DPG i dużą liczbą innych substancji. W postaci czystej jest tak toksyczna, że nawet dotykać jej nie wolno, a co dopiero "niuchać".
Pisząc o "certyfikatach" na alkohol i tytoń masz na myśli koncesje- to zupełnie dwie różne rzeczy. Koncesja to pozwolenie na prowadzenie działalności (a nie na sprzedaż wyrobów), które mają szczególne znaczenie ze względu na bezpieczeństwo państwa lub obywateli albo inny ważny interes publiczny- to cytat z wikipedii.
Co do sławnego Chemika:)
Chemik nie sprzedaje roztworu nie ze względu na brak uregulowań prawnych- bo według nich może sprzedawać- zwłaszcza, że to roztwór. Gdybym jednak chciał wejść "w ich skórę", to pewnie zastanowiłbym się czy a) opłaca się poświęcać czas i siły na wymieszanie pół literka tanich substancji z praktycznie żadnym zarobkiem oraz b) czy warto brać sobie ewentualnie na sumienie sytuację, w której ktoś o kim nic się nie wie kupuje potencjalnie niebezpieczną substancję składając zamówienie przez maila.
Moim zdaniem, sytuacja taka, jak jest teraz nie powinna (i pewnie nie będzie) długo trwać. Poza tym, co może zrobić sprzedawca (czyli oznakowaniem buteleczek) powinny być też przeprowadzane wyrywkowe kontrole liquidów na zgodność zawartości z certyfikatami producentów. W końcu od czegoś te PZH-y i inne Sanepidy są. Co więcej, mają takie prawo. Natomiast WHO zamiast wytaczać ciężkie działa przeciw e-papierosom powinno skoordynować jakieś działania krajów członkowskich zmierzające do rozpoczęcia obiektywnych badań. Bo na razie to grają ze śmiercią w pokera i zamiast krzyknąć "sprawdzam", krzyczą "on blefuje". A pulę zgarnia nadal tytoń.