By Mały Jasio Baryła - 12 lip 2016, 13:32
Posty: 306
Rejestracja: 01 mar 2010, 16:42
Posty: 306
Rejestracja: 01 mar 2010, 16:42
- 12 lip 2016, 13:32
#1683104
No cóż, to i ja zrobię mały coming out. W sierpniu stuknie rok bez ulubionej substancji.
Z tym, że ja sobie postawiłem za cel normalne życie bez wódki. Chodzę od czasu do czasu na imprezy, wpadają do mnie znajomi z piwkiem na mecz, jak robię romantyczną kolację dla ukochanej, to kupuję jej ulubione winko, lub zrobię grzane piwo/wino. Oczywiście, nie jest to łatwe, przypłacam to "suchymi kacami", albo też zdarza się, że wpadam szybko w podły nastrój, ale mam to szczęście, że są w okół mnie ludzie, którzy mnie wspierają. Wyszedłem z założenia, że problem jest we mnie, a nie w innych, więc nie mogę wymagać od nich, żeby sobie odmawiali piwka do meczu.
W kwestii alkoholu w liquidach/jedzeniu/czymkolwiek reguła kciuka jest następująca: świadomie nie piję alkoholu i nie spożywam produktów, w których jest alkohol, również lekarstw (staram się podchodzić do tematu zdroworozsądkowo), ale... idąc do restauracji nie wiem, czy do golonki nie używają piwa, nie wiem, czy jakaś wołowinka nie była moczona w winie, dopóki nie czuję alkoholu, to nie tyle zakładam, że go nie ma, ale jest to dla mnie zupełnie inna sytuacja i kontekst. W piwie bezalkoholowym też jest jakaś zawartość alkoholu, poniżej 0,01%, czy ile tam, ale zawsze. W czekoladkach truflach też jest jakiś tam alkohol, ale nie wyczuwalny, za to pawełka nie zjem, bo tam już go czuję wyraźnie, podobnie z perfumami, nie wywaliłem wszystkich smrodzideł na spirytusie, tylko te, które mnie drażniły... Podobnie z liquidami, jak robię samogony to nie używam alkoholu, ale czasami przypili i muszę kupić gotowce, wtedy nie bawię się w sprawdzanie składu, tylko nawet jeżeli tam jest alkohol, to nie traktuję go jako alkohol, to jest liquid, który pomaga mi walczyć o zdrowie, a zawartość alkoholu jest pewnie mniejsza niż w piwie bezalkoholowym, albo porównywalna.
Innymi słowy wszystko siedzi w głowie, niektórzy podchodzą do tematu podobnie jak ja i później to odchorowują, według niektórych mogę nawet balansować na krawędzi... Inni są skrajnie ortodoksyjni i uważają na setnie miejsce po przecinku. Jedno i drugie uważam za dobre, dopóki ma się spokój w głowie i poczucie kontroli nad swoim życiem, wtedy można żyć normalnie.
Z tym, że ja sobie postawiłem za cel normalne życie bez wódki. Chodzę od czasu do czasu na imprezy, wpadają do mnie znajomi z piwkiem na mecz, jak robię romantyczną kolację dla ukochanej, to kupuję jej ulubione winko, lub zrobię grzane piwo/wino. Oczywiście, nie jest to łatwe, przypłacam to "suchymi kacami", albo też zdarza się, że wpadam szybko w podły nastrój, ale mam to szczęście, że są w okół mnie ludzie, którzy mnie wspierają. Wyszedłem z założenia, że problem jest we mnie, a nie w innych, więc nie mogę wymagać od nich, żeby sobie odmawiali piwka do meczu.
W kwestii alkoholu w liquidach/jedzeniu/czymkolwiek reguła kciuka jest następująca: świadomie nie piję alkoholu i nie spożywam produktów, w których jest alkohol, również lekarstw (staram się podchodzić do tematu zdroworozsądkowo), ale... idąc do restauracji nie wiem, czy do golonki nie używają piwa, nie wiem, czy jakaś wołowinka nie była moczona w winie, dopóki nie czuję alkoholu, to nie tyle zakładam, że go nie ma, ale jest to dla mnie zupełnie inna sytuacja i kontekst. W piwie bezalkoholowym też jest jakaś zawartość alkoholu, poniżej 0,01%, czy ile tam, ale zawsze. W czekoladkach truflach też jest jakiś tam alkohol, ale nie wyczuwalny, za to pawełka nie zjem, bo tam już go czuję wyraźnie, podobnie z perfumami, nie wywaliłem wszystkich smrodzideł na spirytusie, tylko te, które mnie drażniły... Podobnie z liquidami, jak robię samogony to nie używam alkoholu, ale czasami przypili i muszę kupić gotowce, wtedy nie bawię się w sprawdzanie składu, tylko nawet jeżeli tam jest alkohol, to nie traktuję go jako alkohol, to jest liquid, który pomaga mi walczyć o zdrowie, a zawartość alkoholu jest pewnie mniejsza niż w piwie bezalkoholowym, albo porównywalna.
Innymi słowy wszystko siedzi w głowie, niektórzy podchodzą do tematu podobnie jak ja i później to odchorowują, według niektórych mogę nawet balansować na krawędzi... Inni są skrajnie ortodoksyjni i uważają na setnie miejsce po przecinku. Jedno i drugie uważam za dobre, dopóki ma się spokój w głowie i poczucie kontroli nad swoim życiem, wtedy można żyć normalnie.